Sesja potrafi wykończyć wszystkich. Na szczęście już koniec i mam wolne do końca miesiąca. Wybaczcie, że długo nie pisałam, ale było to spowodowane nauką, a między nią był odpoczynek i brak chęci na cokolwiek. Dziś jest o wiele lepiej. W końcu na spokojnie mogę zająć się m. in. pisaniem.
W niedzielę poszliśmy z Szymonem do lasu. Tego dnia widzieliśmy mało zwierząt. Tylko dwa zające i kruk, a na śniegu sporo śladów saren. Mogłabym tam pędzić całe życie. Cisza, spokój. Mieszkać na polanie, blisko jego brzegu. Mieć kilka kotów, jedną, może dwie kozy. Rankiem spoglądać na mgłę, a wieczorem obserwować sarny, lisy i inne leśne zwierzęta. W nocy patrzeć na gwieździste niebo, a w dzień spacerować. Eh, marzenie.
Tego dnia nie było zimno, lekki mrozik, ale łatwo można było się przeziębić. Szczególnie chodząc po lesie w taki sposób, jaki robimy to my. Na przykład na Mordor trzeba jakoś się dostać, a jest to pod górkę, wychodząc - zbiegasz z niej. No i mamy przeziębienie. Katar, kaszel i leżenie w łóżku. Trzeba być zdrowym na sobotę. Na 14 lutego.
Oczywiście nie obyło się od zdjęć.
kurtka - new yorker
buty - heavy duty
rękawiczki - new yorker









Brak komentarzy:
Prześlij komentarz